top of page

Homo corporatus na drodze samorealizacji


Usłyszałam wczoraj dawno niesłyszaną piosenkę zespołu Yugoton 'Malcziki'. Już po pierwszych wersach zrozumiałam trafność jej przesłania, drwiącego sobie z nowej wersji totalitaryzmu, godnego następcy socjalistycznej idylli, twórcy człowieka, którego ja sama nazywam roboczo homo corporatus. O ile jednak komunistyczna sielanka propagowała poświęcenie dla kolektywu (teraz powiedzielibyśmy 'bycie zorientowanym na cele zespołu'), to dziś nowy człowiek skupiony ma być na samorealizacji (stąd popyt na nieszczęsnych kołczów). Sęk w tym, że zarówno w jednym jak i drugim wypadku chodziło o to samo: by człowiek nie był sobą.

Bądźmy szczerzy - ludzie, którzy mają w sobie odrobinę szacunku dla siebie i dla innych, nie 'kupią' nigdy propagandy sprzedawanej w niektórych wielkich korporacjach. W mniejszych też nie. Jeśli ktoś jest wewnętrznie wolny, nie musi mu nikt mówić o samorealizacji, bo to się po prostu dzieje naturalnie.

Wiele razy brałam udział w różnego rodzaju szkoleniach, dniach zwanych orientation, których celem było zaprogramowanie nowego bądź starego pracownika na jeden cel: pozostanie w danej firmie i robienie tego, czego się od niego oczekuje. Wmawiano nam, że będziemy się samorealizować właśnie tam, krocząc wytyczoną dla nas z góry ścieżką.

Nie wiem do końca, jak to jest z tą samorealizacją. Wiem jedynie, że jestem zadowolona z życia tylko wówczas, gdy robię to, co powinnam: rozwijam swoje talenty, dbam o siebie i relacje z innymi. I naprawdę nie mam nic przeciwko pracy w korporacji, bo dzięki zarobionym w niej pieniądzom mogłam zrealizować wiele swoich zamierzeń i odejść ku bardziej świetlanej przyszłości...

...np. ku pisaniu i wydawaniu kolejnej książki => LINK

36 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page