top of page

Pod monopolowym

Bardzo dawno niczego nie publikowałam (w języku polskim), bo jakoś tak cały czas liczyłam na to, że w końcu to, co się posypało w moim życiu prawie rok temu, uda mi się pozbierać do przysłowiowej kupy, ale ciągle była tylko kupa i to nie ta oczekiwana... Ostatecznie okazało się, że beznadziejny stan, w jakim jestem, przerodził się w swoisty constans, z którym albo się pogodzę, albo oszaleję. Ponieważ nie chcę oszaleć i mieć trochę z tego życia, uznałam, że trzeba iść dalej, znosząc z godnością to, co się stało, np. napisać o tym powieść.

A co się stało? Zostałam w mało elegancki sposób wywalona z roboty i związana z tym wydarzeniem trauma odbija się na mnie, moim zdrowiu i niestety relacjach międzyludzkich cały czas, nie słabnąc ani trochę. Przeciwnie - psychicznie (i fizycznie) sypię się coraz bardziej, czego dowodem była niedawna niemiła przygoda, która zaczęła się od tego, że kogoś innego wywalono w mało elegancki sposób z roboty, ja byłam tego świadkiem, przez co moja i tak osłabiona psychika doznała silnego wstrząsu.

Początkowo było mi po prostu niedobrze. Tyle że to 'niedobrze' trwało dość długo i odbierało mi siły i motywację do robienia czegokolwiek. Musiałam podjąć męską decyzję i wziąć wolny dzień, podczas którego głównie spałam, a gdy już wstałam, zaczęła mnie boleć głowa. I tu muszę się zatrzymać, by nadmienić, że niemal przez całe swoje życie cierpię na nawracające migreny, objawiające się m.in. gwałtownymi wymiotami, problemami z widzeniem i słuchem oraz paroma innymi mało ciekawymi symptomami. Co ciekawe, jak było w tym wypadku, ból głowy nie występuje za każdym razem, ale gdy już do niego dochodzi, a ja jestem bez odpowiednich leków, jedyne, co mi pozostaje, to się po prostu zabić, bo żaden człowiek takiego bólu nie zniesie. Skoro piszę te słowa, to znak, że do tej pory nie byłam pozbawiona dostępu do środków farmakologicznych aż tak długo. (Na marginesie, bardzo rozbawiła mnie niedawno miła pani farmaceutka, która z poważnym tonem wyrecytowała mi dawkowanie silnego środka, zanim mi go sprzedała; chciałam powiedzieć, że gdybym się stosowała do tego zalecenia, to już dawno byłabym w grobie, ale tylko pokiwałam obolałą głową i schowałam pudełko do torby.)

Ostatni atak bólu, o którym tu piszę, przyjęłam po raz pierwszy w życiu z ulgą i radością. Bo przez te kilka trudnych dni, gdy mój żołądek robił ze mną, co mu się podobało, bałam się, że zachorowałam albo zaraz zachoruję na grypę bądź, co gorsza, że złapałam jeszcze innego 'koronnego' wirusa, a to 'tylko' migrena. No i z tej radości nie sprawdziłam odpowiednio wcześnie, czy mam w domu leki. O godzinie, o której większość sklepów - w tym osiedlowa apteka - jest zamknięta, okazało się, że rzeczonych leków nie mam... I w tym momencie zachowałam się kompletnie irracjonalnie: zamiast myśleć o tym, gdzie mogę o tej godzinie kupić środki przeciwbólowe (jakiekolwiek), zaczęłam się zastanawiać, dlaczego tych leków nie mam, skoro zawsze dbam, by mi ich nie zabrakło. Te dywagacje zajęły mi sporo czasu, powodując jeszcze silniejszy ból i odbierając tlące się we mnie resztki jasnego myślenia. Położyłam się spać, choć gdy teraz o tym myślę, nie wiem, jaki mi przyświecał wówczas cel - chyba tylko podświadoma próba ukatrupienia siebie poprzez walenie głową o ścianę (co mi się zdarzało kilka razy w przeszłości).

Oczywiście ostatecznie ubrałam się i wyszłam w nocy z domu, kierując do najbliższego całodobowego monopolowego, w którym można nabyć Apap i Ibuprom (środki na tyle słabe w tym wypadku, że aby zadziałały, muszę połknąć ich taką ilość, jaka gwarantuje pięć innych ciężkich dolegliwości somatycznych). Kiedy w końcu dogadałam się ze sprzedawcą (byłam już wówczas na etapie, gdy nie słyszałam prawie wcale), wyszłam ze sklepu i od razu połknęłam kilka tabletek, czując na sobie wzrok zarówno pana za kasą jak i znajdujących się w środku klientów. Jednoznaczne zapewne wnioski, jakie musieli wyciągnąć, nie bardzo mnie interesowały. O wiele bardziej poruszyło mnie to, do czego doszłam ja sama, analizując swoje nieracjonalne postępowanie.

Ów moment, gdy położyłam się spać, choć ból powodował już mroczki przed oczami, stanowił coś w rodzaju zaklinania rzeczywistości. Tak przecież postępują małe dzieci, które zasłaniają oczy, myśląc, że w ten sposób znikają. Ile razy postąpiłam równie niedorzecznie, np. poprzez roztrząsanie, dlaczego jest, jak jest (jak to się stało, że nie mam leku w szufladzie?), zamiast rozwiązywać problem, który nie zniknie, gdy nie będę na niego zwracać uwagi (położę się spać). Niestety, fakty są takie, że migrena jest częścią mojego życia, a życie, jak każdy wie, ssie. Nie ma sensu tracić czasu na rozmyślanie o sprawach, które nie pomogą w niczym. Trzeba się cieszyć, że monopolowy był blisko i że głowa w końcu przestała mnie boleć.


102 wyświetlenia2 komentarze

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page