top of page

Afera sznurkowa


W kamienicy, w której szczęśliwie (choć czasem mniej szczęśliwie) mieszkam od siedmiu lat, mamy do dyspozycji dwie suszarnie zamykane na solidne kłódki. Cudowna sprawa, kiedy ma się małe mieszkanko i po pierwsze nie ma w nim wiele miejsca na rozstawianie suszarek, a po drugie, dzięki suszarni, nie gromadzi się w nim nieprzyjemna wilgoć.

Aczkolwiek! Przez całe minione siedem lat toczyłam niemy i niewidzialny, acz zacięty, bój o pięć sznurków znajdujących się przy samym końcu pomieszczenia. Dlaczego było dla mnie tak ważne, by tam właśnie wieszać moje ubrania czy pościel? By nikt inny ich nie dotykał. Proste. Przez te wszystkie osiemdziesiąt cztery miesiące, niemal w każdą sobotę, wchodziłam do suszarni z bijącym sercem, patrząc, czy pod ścianą wiszą już gatki i ręczniki innej osoby. Długo nie wiedziałam, z kim walczę, kto jest moim przeciwnikiem, aż jedna z sąsiadek powiedziała mi szeptem, że te sznurki 'należą' do babki spod dziesiątki.

'Aha!' - pomyślałam. - 'To by wiele wyjaśniało.'

Babka spod dziesiątki bowiem od tych siedmiu lat nie odzywała się do mnie słowem, nie odpowiadała też na moje uprzejme 'dzień dobry' (rzecz w naszej klatce niespotykana).

'Czyżby więc odkryła moją tożsamość wcześniej? Czy to dlatego patrzyła na mnie spode łba?'

Ciekawa rzecz - przez siedem lat ani razu (!) nie spotkałyśmy się podczas wieszania prania. Niesamowite, prawda? Aż do dzisiaj.

Otworzyłam drzwi, wyszłam na korytarz i ujrzałam w oddali jej sylwetkę pochyloną nieco od ciężaru wiaderka z praniem. Wahałam się jedną milisekundę, czy nie wrócić do domu i odczekać, aż skończy swoją pracę, ale pomyślałam, że jeśli mnie widziała z moim wiaderkiem, byłoby to co najmniej lamerskie. Ruszyłam więc odważnie w stronę suszarni, wkroczyłam pewnym krokiem do środka i najgłośniej i najuprzejmiej, jak umiałam, powiedziałam: 'DZIEŃ DOBRY!'

O, dziwo - z uśmiechem odpowiedziała, po czym od razu zaczęła pod nosem mamrotać, że od dawna się zastanawiała, kto tu wiesza i że pewnie to ktoś nowy i takie tam...

A ja wtedy - zadziwiając samą siebie - poczęstowałam ją soczystym OPR-em: że ja tu od siedmiu lat... że jak sąsiadka nie wie, że sznurki 'należą', to sąsiadce trzeba powiedzieć, a nie się czaić... że sąsiedzka uprzejmość wymaga, by wyjaśniać sobie takie rzeczy... Łomatko!

Potem rozmowa była już uprzejma, że nic-się-nie-stało, że w ogóle to fajnie, że są te suszarnie. A z piwnic kradli i dobrze, że mamy te kamery wszędzie. A tam to łobuzy mieszkają i skaczą po suficie. A jak lampa gaśnie, to do administracji trzeba. I podobno wiadomo, kto ukradł nam klamkę do drzwi od suszarni...

Na koniec się umówiłyśmy na kupienie nowych sznurków i wspólne ich wieszanie.

38 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page