Na tyle spraw nie mamy wpływu, a mimo to wyprowadzają nas z równowagi i obwiniamy się za nie, jakbyśmy go mieli. Wśród rzeczy poza naszą kontrolą, które mnie denerwują najbardziej, są sezonowe zachorowania na różne odmiany wirusów, małych, złośliwych dziadów, niewidocznych gołym okiem, a jednak rujnujących plany i odbierających siły. Dopiero gdy się zjawiają, rozumiem lepiej, jak poukładane i w sumie szczęśliwe jest moje życie, jak dużo kontroli mam nad wszystkim każdego dnia, nawet jeśli uparcie twierdzę, że nie kontroluję niczego.
Jakim to cudem fruwające w powietrzu drobnoustroje odbierają smak tak skutecznie, że nie wiem, czy piję gorzką czy słodką kawę? Dlaczego rzeczy, które robię zawsze w niedzielę, są przez nie poza moim zasięgiem? Dlaczego wszystkie plany na nadchodzący tydzień nagle stają pod znakiem zapytania? Gdzie się podziało moje fajne życie?