top of page

Zmowa krawcowych


Chciałam tylko wszyć zamek do sukienki. W zasadzie to tylko go poprawić. Sama umiem szyć - choć lepiej wychodzą mi druty i szydełko - mam w domu maszynę, a tak naprawdę cały warsztat, który nieco ogranicza moją przestrzeń. Jednak wszywanie krytych zamków nigdy nie udawało mi za dobrze, a sukienka miała być nie dla mnie, tylko dla kogoś innego, dlatego zdecydowałam, że po raz pierwszy w życiu udam się do punktu poprawek krawieckich.

Pierwszy szok - cena. Wszycie prawie wszytego zamka to koszt między 30 a 45 zł. Wiem to, bo odwiedziłam tych punktów sporo. Sukieneczka śliczna, ale jej cena była niewiele wyższa, więc taka operacja podwoiłaby jej wartość.

Drugi szok, a raczej 'liść' z otwartej dłoni prosto w twarz - zachowanie pań pracujących w punktach.

Kiedy wróciłam wieczorem do domu, byłam ledwo żywa. W ani jednym punkcie nie spotkałam się z życzliwością czy choćby cieniem uśmiechu. Była złość ("Oszalała pani?! Chce to pani na jutro?"), wyśmiewanie ("Z czym tu pani przyszła? O, Boże! Co to za badziewie?!"), wywyższanie się ("Ja umiem to zrobić, pani nie. Więc jak się pani nie podoba, to won!").

Kiedy w ostatnim punkcie spotkało mnie to samo, poczułam, że naprawdę zrobię to, co radziła mi koleżanka i sama wszyję ten zamek. Ale zanim to zrobiłam (z sukcesem!), zaczęłam się zastanawiać nad przyczyną takiego zachowania. Dlaczego te kobiety - zapewne matki i babcie - są takie wredne? Skąd ta pogarda dla klienta, z jaką nie spotkałam się od czasów PRL-u? Bo mogą? Bo ludzie i tak przynoszą ubrania do poprawki, skoro sami nie umieją posługiwać się igłą i nitką? Za każdym razem byłam miła i grzeczna i im milsza i grzeczniejsza byłam, tym były wstrętniejsze...

Ciągle nie wiem, jaka jest odpowiedź na powyższe pytania.


61 wyświetleń1 komentarz

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page