top of page

Czasem pisanie nie pomaga...


...kiedy rany na duszy są zbyt głębokie, zbyt zaniedbane. Wtedy pisanie nie przynosi ulgi, bo ból przesłania oczy i nie pozwala się skupić na dłużej niż minutę.

Ludziom, którzy nie cierpią z powodu problemów emocjonalnych (depresji, schizofrenii, choroby afektywnej dwubiegunowej, czy nawet 'zwykłej' nerwicy), nie mieści się to w głowach, że można np. nie chcieć żyć, że jest się ciągle smutnym, że odczuwa się ból, choć ciało wydaje się być w doskonałej kondycji albo że wciąż się czegoś boi, pomimo że nie ma żadnego zagrożenia. Sęk w tym, że nie jest w doskonałej kondycji, tyle że blizn nie widać, bo znajdują się w naszych mózgach: ciele migdałowatym, układzie limbicznym. To udowodnione, i nie jest to kwestia jedynie używania przenośni. Wiele badań wykazało, że ludzie skrzywdzeni na emocjach mają 'poranione' mózgi. Nie ma więc opcji, by nie bolało. Nie da się ot tak powiedzieć sobie, że od teraz będę zadowolona i szczęśliwa - ciała nie da się oszukać.

Wyobraźmy sobie sytuację kogoś z wielką raną nogi. Rana ta nigdy nie została zaopatrzona właściwie, a jedynie przykryta niezbyt higieniczną opaską, która w zasadzie ma za zadanie oszczędzenie obserwatorom przykrego widoku niż ulżenie choremu w jego bólu. Kiedy ranny skarży się na swoje cierpienie (którego sam nie do końca rozumie), ludzie wokół mówią, żeby się nie użalał nad sobą, że inni mają gorzej, a nie narzekają, żeby zaczął myśleć pozytywnie, a wówczas ból minie itd. Znajdują się i tacy, co mówią, że go uleczą, choć nie mają o tym pojęcia; wsadzają swoje brudne łapy w jątrzącą się ranę i pogarszają i tak zły stan. Ta rana w końcu zaczyna śmierdzieć, więc chory jest izolowany albo izoluje się sam, by nie doświadczać wstydu i odrzucenia...

47 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie
bottom of page