Niestety, moja nieśmiałość nie miała (i nie ma) wielkich szans na swobodne funkcjonowanie. Całe życie musiałam o coś walczyć, starać się o wiele bardziej, być kreatywna, przebojowa, aż... stałam się kimś innym, niż jestem. A jestem nieśmiała. Przerażają mnie rzeczy, które muszę zrobić po raz pierwszy, drugi, trzeci... setny. Może przy tysięcznym czuję się w miarę swobodnie, oswajam się.
To jak z wchodzeniem do zimnej wody. Są ludzie, którzy wskakują z radością w fale morza czy jeziora, nie przejmując się szokiem, jakiego właśnie doznało ich ciało. Ja najpierw zanurzam kostki, cofam się, znów kostki... Mija wieczność, nim dotrę do kolan. Owszem, w końcu pływam jak syrenka i ostatnia wychodzę na brzeg, nie bacząc na zimno i fale, lecz poprzedzone jest to bardzo długim wstępem.
Bezpośrednim skutkiem nieśmiałości jest mizerne życie towarzyskie i rodzinne. Ludzie i zdarzenia nie mają tyle cierpliwości co zimny Bałtyk, nie czekają. Więc... jestem ciągle niecierpliwa, bojąc się, że przez swoją nadmierną ostrożność coś albo kogoś stracę. Znów.